Ten człowiek jest fenomenem. Obejrzałem kilkadziesiąt godzin live'ow tego artysty i to są to przeżycia warte każdych pieniędzy dla ludzi zgromadzonych na żywo czy oglądających przed małym ekranem. Facet czy 30 lat czy 60 lat, wali na żywca, bez żadnych efektów, ech, nic, tylko żyły, pot idą i naturalne darcie ryja połączone ze skillem, który jest nie do wyłożenia. Dalej, kolejny aspekt, który mówi że mamy do czynienia z mistrzem. Nie jest przy swym statusie królem jednego czy dwóch przebojów. W swym resume ma ich cała masę. Teksty i melodyka. To pokazuje jakim on jest wrażliwcem i unikatem. Tacy się z tym rodzą - i to raz na kilkadziesiąt lat. King ! Kocham jego twórczość i zaangażowanie. Ps. A że jesteśmy na portalu filmowym, to dodam też ze ten maestro mógłbyc genialnym aktorem. Sceny do teledysku "I m on fire" każą opadać szczękom, perfekcyjny, można pomylić z Alem czy Bobem :))

Kończąc ; jedna z największych chwał Ameryki nie tylko w muzyce ale i kulturze. Ukłony do stóp panie Springstenie.