To niestety nie jest dobry film. Umiem zrozumieć, że jeśli ktoś lubi taniec i balet, to pewnie przymknie oko na wszystko inne. Ale niestety film, choć zaczyna się nieźle (ale i schematycznie), potem rozpoczyna galopadę przez miejsca i wątki, które pojawiają się znikąd i w nicości się rozpływają.
Nie chcę spojlerować, ale przejście od krnąbrnego dzieciaka do światowego mistrza baletowego jest kompletnie nieopowiedziane. Podobnie jak wątki polityki (nagle ni stąd, ni zowąd silny wątek krytyki kolonialnej, nie wspominając już o przewijającej się w kilku miejscach krytyce reżimu kubańskiego), zwątpienia w karierę, choroby siostry. Reżyserka chyba lepiej by zrobiła, gdyby skupiła się na jednym okresie życia swojego bohatera. A tak to wyszło chaotycznie i emocjonalnie chłodno - kompletnie nie umiałem się w ten film zaangażować przez ten chaos.
Jestem mocno rozczarowany, bo liczyłem na coś lepszego niż wyświetlany nie tak dawno "Biały kruk", a dostałem coś dużo gorszego.
Zgadzam się z Tobą w całej rozciągłości. W trakcie oglądania filmu co i rusz zastanawiałam się co działo się między poszczególnymi okresami życia Yulego i, paradoksalnie, one właśnie wydawały mi się najważniejsze. Miałam wrażenie chaotycznego i niespójego skakania po temacie, zarówno psychologicznie jak i faktograficznie. Szkoda, szeroko pojęty balet to jeden z moich ulubionych wątków w filmie.