Wyobraźcie sobie, że gdzieś w Afganistanie jest tajna, opuszczona sowiecka baza, w której niegdyś prowadzono tajne eksperymenty, która jest zamknięta na łańcuch i jedną kłódkę :) Tak więc pewna pani pilot, uciekając przed talibami, dostaje się do owej bazy, gdzie natychmiast (po kilkudziesięciu latach) ożywają nasze wyniki tajnych eksperymentów. Na szczęście z opresji ratują ją amerykańscy żołnierze, stacjonujący w bazie nieopodal. Jest ich może z 10 osób a cała baza ma wymiary może połowy boiska do piłki nożnej. Baza zostaje wkrótce zaatakowana przez ożywione potworki, które przeskakują przez płot, jakby miały po swojej stronie trampolinę (serio mówię) i sieją zniszczenie. Na szczęście nie są zbyt rozgarnięte, bo przykładowo jeden z nich atakuje dowódcę, ale gdy tamtemu kończy się amunicja, pokornie czeka aż żołnierz załaduje shotguna i zacznie znów do niego strzelać. Niestety nie jest łatwo zlikwidować takiego stwora, bo potrafią przyjąć kilka serii na klatę i nie robi im to specjalnie krzywdy. Ba! Jeden z nich ożywa nawet w trakcie swojej sekcji zwłok, gdzie zdążono mu już wyciąć kilka organów. Dobrze że w walce z kreaturami bohaterskim amerykanom pomaga jeden ze schwytanych wcześniej talibów i na szczęście nie przeszkadza to wojakom w dalszym strzelaniu do jego pobratymców... Wszystkie te niesamowite i efektowne akcje są obficie podlane sosem patetycznych dialogów i bohaterskich zachowań, które ocierają się o parodię.

Nie jestem w stanie pojąć jak twórca "Zejścia" czy ostatniego "Hellboy'a" wypuszcza takie coś. Przecież to jest zjazd do czwartej ligi, ten film wygląda jak kiepska produkcja telewizyjna sprzed 20 lat z podrzędnego kanału na kablówce, na którą trafiasz w środku nocy. Scenariusz najwyraźniej pisał piętnastolatek, efekty robił chyba ktoś po dwudniowym kursie z AfterEffects, a dialogi i gra aktorska... Cóż, trzeba samemu to zobaczyć, żeby się przekonać.