Czując dźwięki

Zacznę od kategorycznego stwierdzenia: "Najdalsza podróż" to film niezwykły. Łącząc nienagannie opowiedzianą historię z dobrym aktorstwem, pięknym dźwiękiem i zdjęciami, nawet na chwilę nie
Zacznę od kategorycznego stwierdzenia: "Najdalsza podróż" to film niezwykły. Łącząc nienagannie opowiedzianą historię z dobrym aktorstwem, pięknym dźwiękiem i zdjęciami, nawet na chwilę nie pozwala widzowi oderwać wzroku od ekranu. Już samo zawiązanie fabuły (bo "akcji" w bardziej dosłownym sensie w tym filmie nie uświadczymy - tempo jest wyjątkowo spokojne) pozwala spodziewać się czegoś ciekawego. Młody dźwiękowiec nie może przeboleć rozstania ze swoją ukochaną, co prowadzi go do utraty pracy. Bohater nie pozwala sobie jednak na całkowite załamanie i zamiast tego rozpoczyna podróż po Tajwanie. Nagrywa po drodze przeróżne dźwięki: szum lasu i morza, odgłosy targu rybnego i wiele innych. Kasety z tymi nagraniami wysyła do byłej dziewczyny, jednak - jako że się przeprowadziła - przypadkowo trafiają one do Wu Rouyun, która od tego czasu nie może przestać ich słuchać. Decyduje, że musi odnaleźć człowieka, który przysyła jej tak niezwykłe prezenty. Motyw podróży, który został już - mogłoby się wydawać - wykorzystany na wszelkie możliwe sposoby przez setki twórców, nabiera tutaj może nie nowego znaczenia, ale z pewnością innego wymiaru. Dla głównych bohaterów wędrówka jest okazją do uzmysłowienia sobie własnych potrzeb, staje się jedyną okazją do realizacji głęboko skrywanych pragnień i to właśnie te pragnienia są tym, co najistotniejsze w "Najdalszej podróży". Film ten nie byłby jednak tym, czym jest, gdyby świetny, ale jednak nie do końca zaskakujący, scenariusz nie został zharmonizowany z olśniewającym wykonaniem. Na ekranie widzimy zarówno poetycki, namalowany delikatnymi barwami obraz morza, jak i błyszczące światłem neonów niewielkie miasto po zmroku. Zarówno nieustający ruch na targu rybnym we wczesnych godzinach porannych, jak i cichą, wyludnioną drogę, zatopioną w intensywnej zieloności pustego lasu. Wspaniałe widoki dopełniane są przez pełniące w filmie kluczową rolę dźwięki. Kiedy Wu Rouyun zakłada na uszy słuchawki, wszystko inne ustępuje miejsca dobywającym się z nich odgłosom. My również, siedząc w wygodnym kinowym fotelu, zapominamy o bożym świecie, całkowicie oddając się kontemplacji dźwięku i obrazu. Kolejnym ważnym elementem, stanowiącym o sile tego obrazu, są aktorzy. Śmiem twierdzić, że tylko Azjaci byli w stanie oddać w grze aktorskiej subtelności i niuanse tego dzieła. I to nawet nie ze względu na jakieś oszałamiające umiejętności (choć nie mam im zupełnie nic do zarzucenia), ale po prostu ani Europejczyk, ani Amerykanin za nic by tu nie pasowali. Zdaję sobie sprawę ze słabości takiej argumentacji, ale ten film stanowi według mnie doskonale zgraną całość, w której każdy element ma bardzo ważną funkcję do odegrania i gdyby tylko któregokolwiek z nich zabrakło, obraz straciłby cały swój urok. Jest to cecha znamionująca dzieła prawdziwie wybitne. Kino azjatyckie ma w sobie coś takiego, że jego twórcy często operują na poziomie subtelności i uczuciowości niedostępnym dla nikogo innego. Z takim przypadkiem mamy do czynienia również tutaj. "Najdalsza podróż" to film mówiący o sprawach prawdziwych i ważnych językiem poezji, w sposób zupełnie nienachalny i w żaden sposób nieskażony ideologią. Swoim wyciszonym pięknem przemówi do każdego.  
1 10
Moja ocena:
9
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones