Relacja

Filmweb na Era Nowe Horyzonty: Dzień 7

Filmweb / autor: /
https://www.filmweb.pl/article/Filmweb+na+Era+Nowe+Horyzonty%3A+Dzie%C5%84+7-63368
ZREDAGOWANA PRAWDA

Roman Gutek zaprasza na swój nowy festiwal i kusi obietnicą pokazu "Social Network" Davida Finchera. W kinach tymczasem kolejna porcja wrażeń: eklektyczne "Amer", tendencyjne "Na gorąco", a na deser – stara, ale jara "Taśma" Linklatera.

Plan to lista rzeczy, które się nie udają. Wydawało mi się, iż lojalne uprzedzanie Was o nadchodzących premierach oraz ich kadłubkowych recenzjach to świetny pomysł. Niestety, parę zmian w programie, kilka pomyłek logistycznych, jedno popołudniowe ssanie w żołądku i już wszystkie plany spaliły na panewce. Mimo to nie mam zamiaru się poddawać, więc bądźcie wyrozumiali!

Na porannej konferencji Romana Gutka dowiedzieliśmy się więcej na temat nadchodzącego wielkimi krokami American Film Festiwal (AFF). Impreza odbędzie się w dniach 20-24 października we wrocławskim "Heliosie". W porównaniu do monstrualnej Ery będzie skromnym wydarzeniem. Ponad siedemdziesiąt wyselekcjonowanych na pierwszą edycję filmów powinno dopieścić miłośników "wszystkich stanów kina" (tak brzmi oficjalne hasło festiwalu). W sekcji Highlights obejrzymy uroczyste pokazy najnowszych amerykańskich premier – duże nazwiska, duże budżety. Na przeciwnym biegunie znajduje się strefa On The Edge zagospodarowana filmowymi eksperymentami. Gwiazdą premierowej retrospektywy będzie sam John Cassavetes, guru amerykańskiego kina niezależnego, z kolei oczkiem w głowie Gutka wydają się cykle American Docs i Spectrum. Pierwszy będzie przeglądem najciekawszych dokumentów, które pojawiły się w USA w trakcie bieżącego sezonu. W drugim obejrzymy zarówno filmy uznanych twórców, jak i obiecujących debiutantów, produkcje offowe i bliższe głównemu nurtowi, nisko- i średniobudżetowe. Oczywiście, trudno rozliczać organizatorów już dziś. Poczekamy-zobaczymy.   

O nie schodzących z ust pomysłodawców AFF "dobrych tradycjach amerykańskiego kina" po południu przypomniał Richard Linklater. Seans jego "Taśmy" z 2001 roku to wciąż artystycznie sycące doświadczenie.  Rozpisana na troje bohaterów (kapitalny tercet Ethan Hawke-Uma Thurman-Robert Sean Leonard) psychodrama imponuje precyzyjnym scenariuszem, świetnie prowadzonymi aktorami, a także oszczędnością – realizacyjną (film kręcono 6 dni jedną kamerką cyfrową) oraz inscenizacyjną (i w jednym pokoju hotelowym). Podejrzewam, iż twórca "Slackera" zaskoczył dziś niejednego pasjonata ekranowego minimalizmu. 



W konkursowym hicie (bo nie można inaczej nazwać filmu, na który kolejka ciągnęła się kilometrami i podkopała mit "antykolejkowego" systemu) "Amer" autorstwa Hélène Cattet i Brunona Forzaniego poznajemy Anę – dziewczynkę, nastolatkę, kobietę. W rozpisanej na trzy akty historii jej dojrzewania kluczową rolę odgrywa bogata ikonografia kina grozy. To hołd dla włoskiego nurtu giallo, formalnie wycyzelowanych, pełnych symbolizmu i tropów psychoanalitycznych horrorów z lat 70. i 80. (Bava, Fulci, Argento). Pojawiają się w nim postaci okryte czernią, stare domostwa, falliczny inwentarz, seks i przemoc podglądane przez kalejdoskopowe, barwne szkiełka. Intertekstualnych tropów jest zresztą więcej – w oczy rzuca się zwłaszcza "Pies andaluzyjski" Bunuela (mrówki, rozkładające się mięso, brzytwa i oko). Podobał mi się sposób, w jaki pokazuje się tu kobiece ciało, jego fakturę, kolor. Urzekła mnie lekkość, z jaką owo ciało zostało wpisane w narrację o sensualności. Sceny składają się ze strzępków obrazów i dźwięków, rozegrane są na granicy czytelności, perfekcyjnie wykorzystują synestezyjny potencjał sztuki filmowej. To film o spojrzeniu – o konfrontacji patrzącego i obserwowanego, przedmiotu spojrzenia i jego podmiotu. I choć całość sprawia wrażenie rozciągniętej do pełnometrażowego formatu etiudy, nie sposób nie docenić formalnej wirtuozerii damsko-męskiego duetu realizatorskiego.



Lekkim (akcent!) rozczarowaniem okazało się natomiast nagrodzone Srebrnym Lwem na festiwalu w Wenecji "Na gorąco" Briana De Palmy. Autor "Nietykalnych" ogłasza swoje stanowisko w sprawie irackiego konfliktu i ubiera je w formę fabularyzowanej rekonstrukcji autentycznych wydarzeń. Podobnie jak w "Ofiarach wojny" z 1989 roku, zapalnikiem jest gwałt. Chodzi o wydarzenia z marca 2006 roku, gdy grupa amerykańskich żołnierzy zabiła rodzinę nastoletniej Irakijki, a ją samą zgwałciła i spaliła. Potworna zbrodnia wyszła na jaw podczas przesłuchania jednego z członków oddziału, jednak amerykańskie władze starały się zamieść sprawę pod dywan.



Na pierwszy rzut oka wszystko jest na tip-top. De Palma właściwym tematem swojego dzieła czyni medialną optykę wojny. Zarzucając rządowym decydentom kontrolowanie czwartej władzy, jest precyzyjny i bezlitosny. Składa film z reportaży telewizyjnych, newsów, obrazów z kamer przemysłowych, a nawet specyficznego wideo-pamiętnika jednego z żołnierzy. Dzięki temu zgrabnie lawiruje między najróżniejszymi punktami widzenia i krytycznymi dyskursami. Oryginalny tytuł filmu oznacza "redakcję". W domyśle, "redakcję" prawdy i podmienianie jej na użyteczną propagandowo fikcję. Problem pojawia się w momencie, gdy De Palma sam wchodzi w buty "redaktora" i przestaje patrzeć na irackie ataki przez pryzmat etyki i moralności, a dostrzega w nich jedynie reakcję obronną obcej kultury.

Jeśli bezimienny bożek festiwalu pozwoli, przeczytacie jutro o
portugalskim "Podróżuję, bo muszę, wracam, bo cię kocham" Marcelo Gomesa i Karima Ainouza oraz – biję się w pierś – obiecywanym już amerykańskim "Shit Year" Cama Archera. Reszta, nawet dla mnie, pozostaje tajemnicą. Do usłyszenia!

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones